Pierścionek z diamentem

Tajemnicze listy

Erika uważała swojego ojca za przykładnego tatę, męża, sąsiada. Tak było przez wiele lat, aż do momentu, kiedy po śmierci obojga rodziców zajrzała do pilnowanej przez matkę, zamkniętej na kłódkę szafy.
Najpierw zmarł ojciec, szanowany obywatel, pracowity i uczciwy człowiek. Tak był postrzegany przez rodzinę, przyjaciół i znajomych. Dla sąsiadów i otoczenia był wzorem do naśladowania. Kochał swoją rodzinę i bardzo o nią dbał, choć Erika zawsze czuła, że ojciec więcej czasu i uwagi poświęca jej starszemu bratu. Może dlatego, że mężczyźni zawsze lepiej się rozumieją, a może nie traktował jej, nastolatki, poważnie. W końcu Hans, jej brat, był od niej starszy o dziesięć lat. Trochę miała o to do ojca pretensje. Tylko trochę, bo w końcu rodziców miała dobrych. Złoty pierścionek z diamentem, który otrzymała od nich na swoje osiemnaste urodziny, przypominał jej o nich zawsze, gdy na niego patrzyła. Nosiła go z dumą, wywołując zazdrość swoich koleżanek.
Matka zmarła osiem lat po mężu i Erika zamieszkiwała w rodzinnym domu sama.
Z okna tego domku rozciągał się widok na ogród, niegdyś piękny, pełen najróżniejszych kwiatów. Ojciec z zamiłowania był ogrodnikiem i hodował rzadkie odmiany róż, które potem zdobiły ich mieszkanie.
Brat Hans w młodości interesował się polityką, należał nawet do młodzieżowej partii komunistycznej. Matka wiedziała o tym, ale nie zdradzała syna przed ojcem, jakby nie chcąc go niepokoić, nie wiadomo dlaczego. Erika jeszcze wtedy nie rozumiała, co to jest „komunistyczna młodzieżówka”. Później uświadomiła sobie, że byli wychowywani zgodnie z duchem tamtych czasów i panującego w DDR systemu politycznego.
W domu nigdy niczego nie brakowało, jednak obowiązujące w rodzinie surowe zasady powodowały, że kontakty między dziećmi a rodzicami były zasadnicze i sztywne. Nigdy nie poruszano zagadnień dotyczących II wojny światowej, był to temat zakazany. Eryka pamięta jednak tajemniczą korespondencję otrzymywaną przez ojca, która powodowała jego natychmiastowe wyjazdy. Listonosz bardzo ojcu współczuł, a matka popłakiwała do poduszki. Córka miała wrażenie, że miało to związek właśnie z wojną, podpytywała nawet brata. Hans oględnie stwierdzał, że tata wyjeżdża w interesach. Gdy ojciec wracał po dłuższej nieobecności, w domu panowała ogólna radość.
Liceum ogólnokształcące o profilu humanistycznym skończyła z wyróżnieniem. Rodzice byli dumni, chociaż ojciec wolałby, aby ona, jak Hans, interesowała się przedmiotami ścisłymi. Potajemnie pisała opowiadania, które czytały koleżanki i były zachwycone. Nauczycielka języka niemieckiego wróżyła jej ciekawą przyszłość. Spodziewała się, że kiedyś usłyszy o Erice jako o osobie znanej.

Przez cztery lata Erika studiowała dziennikarstwo na uniwersytecie w Berlinie. Była wzorową studentką. Pewnego razu koleżanka zachęciła ją, aby wzięła udział w wykładzie na temat Shoah. Zajęcia prowadziła żydowska profesor, ocalała więźniarka z Auschwitz. Dziewczynom udało się nawet przedostać przez tłum słuchaczy i uzyskać od owej kobiety autograf. Zamieniły też z nią kilka słów.
Wykład wstrząsnął Eriką tak bardzo, że nie mogła tej nocy zasnąć. Zaczęła szukać materiałów związanych z Holokaustem. Gdy czytała książki o tej tematyce, przez jej ciało przechodziły dreszcze i czuła się dziwnie winna zbrodni hitlerowskich tylko dlatego, że była Niemką. Dotąd wojnę znała z innej strony, tej, która przedstawiała Niemców jako naród oszukany i zniewolony przez nazistów.
W domu matka mówiła nieraz, że Niemcy są narodem wybranym. Erika nie zastanawiała się głębiej nad tymi słowami i nie rozumiała, jak mają się do jej rodziny. Gdy uczęszczała do liceum, nauczyciele na lekcjach historii wspominali o wojnie i hitleryzmie, pobieżnie zresztą, ona też nie interesowała się zbytnio tym tematem. Chyba skutecznie wszyscy starali się, aby ta strona historii Niemiec nie była znana młodzieży zbyt dokładnie. Gdy pytała brata, czy to wszystko, co piszą w książkach o faszyzmie i hitlerowcach jest prawdą, uzyskiwała krótką odpowiedź: „Propaganda tych świń Polaczków i Żydów”.

Spotkanie z żydowską profesorką odświeżyło w jej pamięci tajemnicze wyjazdy ojca i wycinki prasowe skrzętnie przechowywane przez rodziców w zamkniętej szufladzie komody, na które natknęła się przypadkiem. Postanowiła zajrzeć do nich znowu…
Rodziców nie było w domu, brata również. Z lekką obawą weszła do pokoju rodziców. W zasadzie nie znała tego pomieszczenia. Siadali tu całą rodziną tylko w niedziele do obiadu. Rozglądała się, jakby weszła tu po raz pierwszy. W pokoju panował półmrok, okna zasłaniały bordowe zasłony. Pokój zdobiły stare, zabytkowe meble; na ścianach wisiały piękne obrazy w złotych ramach. Dziewczyna otworzyła dębową komodę, po czym wyciągnęła teczkę z dokumentami. Czytała w pośpiechu. Jej uwaga skupiła się na wyroku norymberskim z 1948 roku. Ujrzała imię i nazwisko ojca. Niżej figurowały słowa: prześladowanie Żydów, przynależność do organizacji przestępczej SS. Na samym końcu kartki przeczytała: Zwolniony od obowiązku odbywania kary. Zaliczono okres pozbawienia wolności w latach 1945-1948.
Nagle usłyszała zgrzyt klucza w drzwiach. Czym prędzej wsunęła teczkę na miejsce i pobiegła do swojego pokoju. Była wstrząśnięta. To nie był jej ojciec, nie człowiek, jakiego znała.

Owego nieszczęsnego dnia wróciła do domu z pracy w redakcji bardzo zmęczona. Miała już położyć się na krótką drzemkę, kiedy spojrzała na stojącą w przedpokoju starą szafę. Pomyślała, że czas najwyższy zrobić z nią porządek. Nazajutrz miała umówionych malarzy, trzeba więc było szafę usunąć już dziś. Zadzwoniła do starszego brata z prośbą o pomoc. Zaoferował się przyjechać w ciągu pół godziny. W tym czasie zaparzyła kawę i krzątała się po mieszkaniu, rozmyślając o swoich rodzicach.
Wspominała ojca spacerującego po ogrodzie, rozkoszującego się pięknymi różami, mamę piekącą ulubione przez domowników ciasto z morelami. To były cudowne czasy. Czy rzeczywiście? Mama była przykładną żoną i matką, jednak rzadko wychodziła z domu. Nie spotykała się z nikim, jakby nie było w jej życiu rodziny, koleżanek, znajomych. Czasem odwiedzała ciotkę Ingę, ale wizyty były krótkie. Matka spełniała dobry uczynek, zanosiła swojej szwagierce ciasto i owoce. Potem, gdy Erika była starsza, wyręczała matkę i sama chodziła do ciotki. Bardzo chętnie zresztą, lubiła ją.

Hans przyjechał przygotowany do otwarcia starego mebla, przywiózł ze sobą łom. Był silnym, dobrze zbudowanym mężczyzną z intensywnie blond czupryną na głowie. Umięśnione ciało wskazywało, że uprawiał sport. Otwarcie szafy nie sprawiło mu żadnego kłopotu.
Wewnątrz znajdowały się przeróżne przedmioty, począwszy od pięknego, porcelanowego kompletu kawowego, przez pudełko z orderami aż do sterty zakurzonych ksiąg i dokumentów.
Erika postanowiła dokładnie przejrzeć zawartość szafy, natomiast spieszący się Hans pożegnał siostrę. Obiecała bratu, że nie wyrzuci pamiątek po rodzicach, znajdzie dla nich odpowiednio miejsce. Hans prosił dla siebie tylko o medale ojca.
Powolnymi ruchami wyjmowała zawartość szafy, wszystko dokładnie oglądając i odkurzając. Następnie układała przedmioty na stole. Jej uwagę przyciągnął order, na którym widniał napis: Krzyż Żelazny II Klasy. To na nim tak bardzo zależało Hansowi.
Porządkując dolną, ostatnią półkę, ujrzała w rogu srebrne metalowe pudełko. Spodobało jej się, pomyślała, że będzie odpowiednie dla jej biżuterii. Gdy je otworzyła, ujrzała pożółkłe koperty zaadresowane do jej matki. Zaciekawiły ją. Wzięła do ręki list leżący na wierzchu i z lekką obawą zaczęła czytać. Nie chciała naruszać czyjejś prywatności, pomyślała jednak, że mama nie żyje a ona, jej córka, nie ma złych zamiarów. Była ciekawa, w myślach zastanawiała się, jakie tajemnice zawiera ta korespondencja.
Usiadła na kanapie. Szybko zorientowała się, że są to listy jej ojca do matki. Nigdy nie podejrzewała, że tata może być taki romantyczny……

Tego samego dnia, wieczorem zadzwoniła do brata. Była roztrzęsiona, głos miała zapłakany, mówiła chaotycznie. Hans zjawił się jak mógł najszybciej, choć nie rozumiał, co takiego się wydarzyło. Zobaczył siostrę w bardzo złym stanie. Na stole leżały różne przedmioty, a na jej dłoni, wyciągniętej ku bratu, pierścionek z diamentem. Szlachetny kamień mienił się z daleka zimnym blaskiem. Hans próbował dowiedzieć się, co się stało, lecz Erika tylko płakała i mówiła coś o listach, wskazując je głową. Wziął jeden i zaczął czytać. Powoli przysiadł na krześle. W trakcie czytania bladł, jego twarz- dotąd bez wyrazu-krzywiła się. Sprawiał wrażenie, jakby doznał szoku i nie dowierzał czytanym treściom. Cóż tak szokującego mogły zawierać? Czytał listy jeden po drugim, następny i następny. Gdy skończył, podniósł się przygarbiony, spojrzał na siostrę i zawołał: „ Nie udawaj, że niczego się nie domyślałaś!”.
Przez ostatnie pół godziny, przez które był zajęty czytaniem tajemniczych listów, sprawiał wrażenie, jakby przybyło mu kilkadziesiąt lat. Zrozumiał, że siostra dopiero teraz poznała pilnie strzeżoną tajemnicę rodziców. Erika długo jeszcze płakała. Miotały nią różne myśli, rozważała słowa brata. Następnego dnia nie poszła do pracy. Nie była w stanie pracować jeszcze przez kilka następnych tygodni. Miała mętlik w głowie, szukała jakiegokolwiek usprawiedliwienia dla rodziców, ale go nie znajdowała. Zastanawiało ją również to, że brat przeczuwał, odgadywał ich tajemnicę. Wciąż słyszała własne słowa: Mój ojciec gestapowcem. Nie mogła w to uwierzyć. Gdy patrzyła w lustro, zastanawiała się, kim jest, do kogo jest podobna. Matka zawsze mówiła, że urodę odziedziczyła po babce Franciszce, matce ojca. Tak jak ona była rudowłosą kobietą, której twarz obficie pokrywały piegi. Krótki nos osadzony między brązowymi oczyma nadawał wyrazistości jej bladej twarzy. Nie mogła patrzeć na siebie, chwyciła lusterko i rzuciła nim o podłogę. Rozbiło się na drobne cząsteczki.

Kiedy doszła do siebie na tyle, żeby porozmawiać z bratem, zadzwoniła i poprosiła o spotkanie. Miała wiele przemyśleń i chciała poinformować o nich brata.
Podczas spotkania poczuli, że są sobie obcy. Tak nagle, po tylu latach wspólnego dzieciństwa. Unikali swojego wzroku, a kiedy już ich oczy spotkały się, widać było w nich wielkie rozgoryczenie, ból i żal.
Erika postanowiła oddać pierścionek z brylantem. Nie wiedziała jeszcze, jak to zrobi, ale wiedziała, że tak będzie na pewno. Postanowiła także pojechać do Polski, do miejsc, w których jej ojciec przebywał podczas wojny. Szczególnie chciała odwiedzić Włocławek, miasto, w którym matka odwiedziła męża i gdzie on wsunął jej na palec ten przeklęty pierścionek- dowód wielkiej miłości i oddania ukochanej kobiecie. Planowała też zbadać swoje korzeniem, a potem napisać o tych wydarzeniach książkę.
Reakcja brata była bardzo gwałtowna. Zbulwersowany zakazał siostrze szargać imię rodziców. Zagroził nawet, że jeśli to zrobi, wykreśli ją ze swojej rodziny, wyprze się pokrewieństwa. Zdenerwowany wyzwał siostrę od żydowskich pachołków. Zabolało ją to wyzwisko jak żadne dotąd, choć wcześniej niejednokrotnie obrzucał ją różnymi przezwiskami. Wewnętrzny nakaz był jednak silniejszy od zdrowego rozsądku i presji brata. Jego postawa tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że musi to zrobić.
Brat opuścił mieszkanie, trzaskając drzwiami. Erika próbowała mu jeszcze coś tłumaczyć, lecz on nie miał zamiaru słuchać.

Po kilku dniach dnia pojechała do Berlina. Z Poczdamu było to niecałe dwieście kilometrów. W pociągu myślała jeszcze o Hansie, zastanawiała się, czy rzeczywiście nie wybaczy jej, jeśli ona zrealizuje swoje plany. Postanowiła odszukać żydowską profesor, poznaną kilka lat wcześniej na uczelni. Szybko i bez trudu udało się dotrzeć do osób mających z nią kontakt. Od zaprzyjaźnionego wykładowcy otrzymała jej numer telefonu.
Nim jednak wykręciła numer w aparacie telefonicznym, długo zastanawiała się, czy robi słusznie. Układała zdania, jakie do niej skieruje. Walczyła ze strachem i tremą. Zadzwoniła. Rozmowa była długa i trudna…
Profesorka mieszkała na stałe w Izraelu, ale wybierała się właśnie do Niemiec z wykładami o Shoah. Pani Blatt była osobą powszechnie znaną i zasłużoną dla pojednania i polepszenia stosunków izraelsko- niemieckich. Niemal corocznie odwiedzała niemieckie uniwersytety.
Kobiety umówiły się na spotkanie.

Erika ujrzała idącą w swoim kierunku kobietę. Mimo starszego wieku i nieco przygarbionej sylwetki pani Blatt wyglądała bardzo ładnie i elegancko. Miała krótko obcięte, czarne, gęste włosy lekko przyprószone siwizną i ciemnobrązowe, wyraźne oczy. Spoglądała na Erikę z zaciekawieniem, ale przyjaźnie. Gdy zbliżyły się do siebie, Erika poczuła nieokreśloną więź łączącą ją z tą starszą, mądrą kobietą.
Udały się do znanej Erice z czasów studiów kawiarenki, gdzie na ogół panowały cisza i spokój. Tak też było i tym razem. Erika ukradkiem przyglądała się profesorce. Kątem oka dostrzegła liczne zmarszczki na twarzy pani Blatt. Pomyślała przez chwilę, że mimo cierpień, jakich doznała z rąk hitlerowców, zewnętrznie wygląda wyśmienicie. Co dzieje się wewnątrz, mogła się domyślać.
Erika jeszcze raz opowiedziała o swoim problemie. Zaczęła od tego, że ojciec był gestapowcem. Do pełnienia zaszczytnej służby Hitlerowi został wysłany do Polski. Podczas wysiedleń społeczności żydowskiej oddziały Wermachtu konfiskowały wszystko, co mogło być przydatne III Rzeszy. Ludzi pędzono opustoszałymi ulicami miast, bijąc ich, kopiąc i popychając. Przebieg jednej z takich akcji nadzorował oddział gestapo, w którym służył ojciec Eriki. Było to we Włocławku. Zobaczył przebiegającą przez ulicę młodą dziewczynę. Na plecach płaszcza miała naszytą żółtą łatę w kształcie gwiazdy Dawida, dłonią zasłaniała sobie twarz. Choć dzieliła go od niej spora odległość, gestapowiec wprawnym wzrokiem rozpoznał blask diamentu znajdującego się na palcu Żydówki. Jeden okrzyk halt sprawił, że dziewczyna zatrzymała się i stała jak skamieniała. Podszedł do niej, plunął w twarz, naubliżał, po czym za darowanie życia wziął sobie nagrodę – ów złoty pierścionek z diamentem. Dziewczyna czym prędzej uciekła.
Zimą 1941 roku matka przyjechała do Włocławka odwiedzić męża. Były to cudowne dni spędzone razem podczas wojny. Matka była szczęśliwa. Mąż oprowadzał ją po polskim mieście, wskazując zabytki godne uwagi. Podziwiali dwunastowieczną katedrę, kościółek farny nad Wisłą. Objęci spacerowali nadwiślańskimi Bulwarami, obok Ulicą Śmierci. Tu zaganiano Żydów do ciężkich robót i brutalnie ich katowano. Wielu na tej ulicy straciło życie. Im to jednak w niczym nie przeszkadzało. Kobieta była lekko wystraszona, lecz mąż zapewniał, że ta żydowska hołota nie jest zdolna zakłócić im romantycznego nastroju.
Wizyta trwała kilka dni. W dniu odjazdu wręczył żonie upominek. Twierdził, że to nic wielkiego, wiele go nie kosztował, ale niech będzie świadectwem jego miłości. Kobieta była oczarowana, wychwalała kochającego małżonka oraz diamentowy pierścień.

Pani Blatt słuchała w wielkim skupieniu, od czasu do czasu głaszcząc Erikę po ramieniu. Gdy Niemka skończyła opowieść, była cała spocona, ręce jej drżały. Pani Blatt uspakajała ją. Zapytała, jak może jej pomóc. Erika odpowiedziała, że chce oddać pierścionek, lecz nie wie komu. Poprosiła o pomoc. Rozmawiały jeszcze przez jakiś czas, tym razem o swoim życiu, rodzinie, zainteresowaniach. Erika wspomniała o zamiarze napisania książki na temat opowiedzianej historii. Została ostrzeżona, że to nie będzie łatwe, że musi liczyć się z zagrożeniami, jakie na nią czyhają. Wielu ludzi nie zrozumie jej kroku, czego najlepszym przykładem jest rodzony brat.
Erika pomyślała wtedy o ciotce Indze, którą odwiedzała w dzieciństwie- ona zapewne wiele pamięta. Postanowiła spotkać się z nią po powrocie do domu. Tego samego dnia wsiadła w kolejkę miejską i po przejechaniu czterech przystanków zajechała do dzielnicy, w której od lat mieszkała ciotka. Przy kawie rozmawiały o starych, dobrych czasach, gdy w pewnej chwili Erika zapytała wprost:
– Ciociu, czy ty wiedziałaś, że tata był w gestapo?

Wizyta we Włocławku

Po powrocie do Izraela pani Blatt skontaktowała się z żydowską instytucją zajmującą się pomocą żydowskim dzieciom ocalałym podczas wojny. Opisała prośbę Eriki, przekazała jej adres. Potem dowiedziała się, że sprawa diamentowego pierścionka została rozwiązana zgodnie z wolą Niemki.

Na prośbę Eriki zadzwoniła też do Włocławka do swojej przyjaciółki z zapytaniem, czy ta nie zechciałaby zająć się niemiecką redaktorką, która pisze książkę i bardzo chce poznać miasto i ludzi.
Mirka znała język niemiecki a od kilu lat, za sprawą pewnego Żyda z Włocławka, interesowała się społecznością żydowską swojego miasta. Z wielkim zaangażowaniem pomagała ludziom, więc i tym razem nie odmówiła. Ucieszyła się, że będzie pomocna.
Spędziły ze sobą pięć dni. Włocławek bardzo podobał się Erice. Wizyta miała miejsce w maju, kiedy miasto wygląda szczególnie uroczo dzięki licznym kwiatowym klombom i zieleńcom. Podczas wspólnego wędrowania ulicami Śródmieścia wymieniały się poglądami, opowiadały o sobie i rodzinach. Mirka opowiedziała o mieście z czasów wojny.
Pod okupacją niemiecką Włocławek znalazł się 14 września 1939 roku. Od pierwszych dni hitlerowcy prowadzili politykę zastraszenia miejscowej ludności, także żydowskiej. Wielu Żydów już w parę dni po wkroczeniu Niemców do miasta powieszono na szubienicy wystawionej na Zielonym Rynku. W miesiącach wrześniu i październiku tego roku prowadzono tak zwaną „akcję żydowską”. Mordowano, wysiedlano Żydów, rabowano ich dobytek. Pułk SS Totenkopfstandarte, który prowadził tę haniebną politykę, wsławił się ogromem okrucieństw wobec miejscowej społeczności.
Erika była oszołomiona. Teraz ona opowiedziała swoją historię. Poprosiła, aby Mirka zaprowadziła ją do miejsc związanych z życiem i martyrologią Żydów. Erika czytała o tych miejscach, teraz chciała je zobaczyć na własne oczy. Poszły więc na plac Kopernika, gdzie znajdował się posterunek niemieckiej policji. Potem na ulicę Kościuszki. Tu, na budynku, w którym znajdowała się siedziba gestapo, widnieje tablica pamiątkowa ku czci zamordowanych przez hitlerowców Polaków i Żydów. Erika chciała wejść do środka, Mirka odradzała. Nie była pewna, czy to dobry pomysł. Nie przekonała jednak redaktorki.
Obecność w dawnym lokum gestapo była ponad siły Eriki. Złapała się poręczy, by nie upaść. Bardzo płakała.

Mirka była doświadczonym urzędnikiem, od wielu lat pracowała w archiwum. Miała do czynienia z księgami stanu cywilnego różnych wyznań, chciała pomóc Erice w poszukiwaniu korzeni. Erika bowiem przypuszczała, że w jej żyłach płynęła krew polska lub żydowska. Nie pasowałoby to jednak do wyznawanej przez nazistów i popieranej przez jej ojca tezy o czystości krwi. Czyżby udało mu się oszukać władze partii nazistowskiej? Mogło tak być. Na słowiańskie lub żydowskie pochodzenie wskazywały nazwisko i imię babki ze strony ojca: Franciszka Kowalska. Czyżby dlatego ojciec tak bardzo nienawidził Żydów i Polaków?
Trzeciego dnia wybrały się w miejsce, gdzie w czasie wojny Niemcy utworzyli getto. Dziś to miejsce przypomina zielony, piękny ogród z kilkoma ładnie odrestaurowanymi domami. Mirka opowiadała o życiu Żydów w getcie, o ich bestialskim traktowaniu przez hitlerowców. Spacerując po zielonym terenie, zobaczyły stojącego przy furtce mężczyznę, który mógł mieć około osiemdziesięciu lat. Erika poprosiła, aby zapytać go o getto. Starszy pan dokładnie pamiętał tamte tragiczne czasy. Opowiadał, a Mirka tłumaczyła Erice. Kobieta bardzo się wzruszyła. To, co usłyszała, było dla niej niepojęte. Szlochała wtulona w ramiona Mirki.
Podczas następnych dni spacerowały ulicami, na których przed wojną mieszkali Żydzi. Szły Żabią, Tumską, Królewiecką, Piekarską. Tu kiedyś Żydzi mieli swoje sklepy i sklepiki. Zajmowali się handlem i rzemiosłem. Odwiedziły miejsca, gdzie stały synagogi, obie spalone przez Niemców w 1943 roku. Mirka zaprowadziła Erikę na ulice Łęgską, Browarną- miejsca kaźni Żydów. Mirka znała historie tych miejsc z opowiadań swoich przyjaciół – włocławskich Żydów.

Przez okres jednego roku kobiety utrzymywały ze sobą kontakt telefoniczny. Erika opowiadała o swoich poczynaniach. Wydawało się, że jest spełniona, znalazła sponsora, który zaoferował się wydać książkę. Spotkała się jeszcze w Niemczech z panią Blatt. Wspominała o trudnym życiu w jej miasteczku. Brat zerwał z nią kontakty, sąsiedzi wyszydzali i opluwali. Straciła pracę. Było jej ciężko, nie miała oparcia w nikim.
Potem nagle telefony od Eriki skończyły się. Listy wracały z adnotację: Nie zastano adresata.
Pani Blatt poinformowała Mirkę, że Erika jest w złym stanie psychicznym.

***

Była wiosna. Alejami parku spacerowała młoda kobieta w towarzystwie pielęgniarki. Szły w milczeniu. Pacjentka rozglądała się nerwowo, jakby na kogoś czekała…
Jej niespokojne oczy rozbiegały się w różnych kierunkach. Patrzyła przez chwilę na białe stokrotki, które ubarwiały ładnie przystrzyżony trawnik, i na małego ptaszka dziobiącego okruchy chleba. W końcu jej wzrok zatrzymał się na trzypiętrowym budynku, jaśniejącym w blasku słońca. Zmrużyła oczy, grymas wykrzywił jej twarz. Pielęgniarka zauważyła, że kobieta patrzy na przymocowaną na przedniej ścianie gmachu tablicę z napisem: Zakład dla Psychicznie Chorych. Usłyszała też cicho wypowiadane słowo:
Dlaczego?

Mirosława Stojak

Ten wpis został opublikowany w kategorii Opowiadania i oznaczony tagami Holokaust, Wizyta we Włocławku. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Leave a Reply