„Nasi potomkowie”

Robiłam porządki na półce z książkami. Na kanapie usiadł Rafał. Wyłożyłam na ławę, stojącą tuż przy kanapie, wszystkie książki, by dokładnie pościerać kurze. Leżąca na wierzchu książka w czarnej, sztywnej okładce z napisem : ” Cmentarz włocławski „, zainteresowała mojego syna.
— O, nie widziałem wcześniej tej książki – rzekł.
— Tej i wielu jeszcze innych o Włocławku, które są w naszym domu – odpowiedziałam zdawkowo.
— Czytałaś je mamo ? – nawiązała się rozmowa.
— Oczywiście.
— Od kiedy interesuje cię Włocławek?
— Od kiedy poznałam Abramka.
Zapadła cisza. Ja zajęłam się ścieraniem kurzy, Rafał czytaniem owej książki. Po dwudziestu minutach odezwał się znowu.
— Mamo, gdzie podziały się nazwiska, które tu na cmentarnych pomnikach są wyryte. Ja nie znam nikogo o takich nazwiskach jak: Łada, Ciechurski, Xsiężopolski, Ostrogradzka i inne…
— Masz rację synu. Ja myślę, że gdyby dzisiaj szukać potomków tych rodzin we Włocławku, odpowiedź brzmiałaby : we Włocławku nie ma mieszkańców o wymienionych nazwiskach! Myślę, że żyją , gdzieś za granicą. Po wojnie rząd tego kraju, wtedy ludowego, niejako zmusił ich do emigracji, nie pozwolono im tutaj żyć. Pozostały po nich kamienice, pałace, domy, książki i te pomniki właśnie!
— Ja widzę tutaj też wiele nazwisk niemieckich, rosyjskich i żydowskich.
We Włocławku żyli ludzie różnych narodowości? – pytał dalej Rafał.
— Różnych wyznań. Były we Włocławku oprócz parafii katolickich, również ewangelicko-augsburska, mojżeszowa, oraz prawosławna. Stąd te groby. Ci ludzie stanowili nieodłączną część społeczności włocławskiej.
— A cmentarz zawsze był jeden ?
— Nie, cmentarz żydowski, na przykład, kiedyś znajdował się na ulicy Nowomiejskiej, w miejscu gdzie znajduje się obecnie Zespół Szkół Budowlanych. W latach pięćdziesiątych władze komunistyczne wpuściły tam buldożery i zbezcześcili to miejsce – opowiadałam.
— To mój kolega chodził przez pięć lat do szkoły, która stoi na ludzkich szczątkach…Przecież to hańba! – przeraził się
W oczach zakręciły mi się łzy. Te słowa wypowiedział mój syn, dwudziestojednoletni włocławianin. Płynie w nim moja krew, w dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu. Jestem z niego dumna. Moje nauki i lekcje historii przekazywane dzieciom, gdy były jeszcze małe, nie poszły na marne. Przed oczami rysuje mi się obrazek. Dzieci siadały na taboretach przy stole kuchennym, ja gotowałam obiad na drugi dzień, lub szykowałam kolację. Opowiadałam im o tym, jak byłam dzieckiem…albo że gdzie indziej ludzie nie muszą stać w kolejkach…Dzieci były ciekawe wszystkiego. Zadawały różne pytania, łatwe i trudne. A ja ich matka i ojciec też, musiałam sobie z ich ciekawością poradzić! Gdy wędrowały do łóżek, była już późna godzina-, dwudziesta czwarta, a czasami jeszcze później.
Znowu zapadła cisza. Wyszłam do kuchni, skryć się przed synem, by nie widział, jak ocieram spływające łzy. Gdy wróciłam Rafał znowu pytał.
— Dlaczego mamo w tej książce nie ma nic o pomnikach i grobach działaczy komunistycznych ? Przecież na cmentarzu są całe aleje poświęcone zasłużonym. — Bo to nie ten czas synu. Książka została wydana w 2001 roku, w czasie kiedy do Polski zaczęły napływać pozytywne prądy, demokratyczne! Każdy dziś wie, ile zła wyrządził komunizm. Nie ma im czego zawdzięczać!
— Ta książka jest bardzo ciekawa. Mamo, masz jeszcze inne ciekawe wydania o Włocławku? A o Żydach włocławskich też ? – pytał .
Pokazałam wszystkie jakie miałam. Rafał był zainteresowany. Po pewnym czasie zapytał znowu:
— Czy wiesz, że we Włocławku były dwie synagogi?
— Tak, jedna na ulicy Żabiej, druga na …
— Na Królewieckiej – dokończył.
— Tak, teraz w miejscu, gdzie stała synagoga, stoi dom mieszkalny. Byłam tam z Abramkiem.
— Musisz pojechać koniecznie mamo do Wrocławia. Tam jest cmentarz żydowski. To dopiero kawałek historii tego miasta. A jakie pomniki, katakumby i inne zabytki, tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć – opowiadał.
W tym roku Rafał zdawał egzaminy wstępne na Uniwersytet wrocławski na wydział informatyki. Wprawdzie nie dostał się na tę uczelnię, z matematyki uzyskał zbyt małą ilość punktów ( język angielski nieźle ), to jednak był zadowolony z nowych doświadczeń i przeżyć. Przy okazji poznał Wrocław. Wędrował po tym pięknym, starym mieście i poznawał jego zabytki.
Trafił także na wspomniany cmentarz. Nie omieszkał do niego wstąpić. Pomimo, że nie dysponował zbyt dużą sumą pieniędzy, to jednak nie pożałował paru złotych na renowację macew. Rozumiał, że jest to kroplą w morzu potrzeb tej instytucji, która sprawuje piecze nad sanktuarium. Mam nadzieję, że kiedyś się tam wybiorę.

Tymczasem jestem tutaj z moją Rodziną, przyjaciółmi i znajomymi. I są z nami nasi potomkowie i wiem, że zawsze będą.

Mirosława Stojak

Ten wpis został opublikowany w kategorii Opowiadania i oznaczony tagami potomkowie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Leave a Reply